Ostatnio ogladane
rekin - So cze 24, 2006 5:39 pm
Oczywiscie temat dotyczy kina azjatyckiego. Komentarz mile widziany.
"Samurai Rebelion" ("Bunt") - to moj pierwszy film Kobayashiego i na pewno nie ostatni. Film o lojalnosci samuraja wobec pana. Tytulowy bunt nie przybiera formy, jaka znamy z produkcji zachodnich. Nawet sprzeciw w XVIII - wiecznej Japonii jest w odpowiedni sposob wyrazany. Film bardzo ciezki, wzruszajacy, zrobil na mnie olbrzymie wrazenie. Znakomite kreacje aktorskie Mifune i Nakadai (to chyba trzeci film z kolei, ktory ogladam z ich udzialem). Trudno mi tu wskazac jeden punkt kulminacyjny, film trzyma w duzym napieciu, a ostatnie 25 minut ogladalem z zapartym tchem. Koniecznie.
Dark Rael - So cze 24, 2006 7:16 pm
Ze tez nie wpadlem na zalozenie tego tematu.
Potwierdzam film jest swietny, tematyka znowu niewygodna bo pokazuje w negatywnym swietle okres historyczny, ktory jest podziwiany na zachodzie.
Jestem w trakcje Zatoichi to yojimbo, tez z mifunem, nawet niezla ma fabule jak na taka w sumie rozrywkowa tematyke. Ichi odwiedza wioske, dawno nie byl, a tam zlo i korupcja i podpity mifune robiacy za yojimbo, ktory za ichiego moglby otrzymac 100 ryo, gdyby go ukatrupil, ale... normalnie jakby wyszedl, ze strazy przybocznej niby znudzony niby chciwy, oszczedza go zreszta wiemy, ze gdyby zaczal, zginalby mifune co by bylo raczej cienko i nudno. Zreszta w wiosze gdzies ktos ukryl zloto i wszyscy szukaja...
Old boy, koreanski film niby thriller niby pierunwieco, jest przemoc, krwi nie duzo, ale przyjemne to to nie jest, troche absurdalnego humoru. film zrobiony dosyc niekonwwencjonalnie, ale scenariusz ma zarombisty, swiatowy poziom, sa zwroty akcji, a pod koniec totalny opad szczeny.
Facet normalny, troche wypil narozrabial gliny zgarneli, wraca do domu z kolega i nagle znika, przepadl. Budzi sie w zamknieciu, daja zrec ma telewizje, ale nikt mu nie mowi co dlaczego na ile czasu, mija pewien dluzszy okres czasu nagle bang, wypuszczaja go. Facet nic nie rozumie i zaczyna dowiadyawc sie o co chodzi i to jest wlasciwy poczatek, dalej jest tylko lepiej do samego konca, swietna fabula, Hollywood uczyc sie od Koreanczykow. Niektorzy mowia ze to film tarantinowaty, no nie wiem raczej w niewielkim stopniu.
rekin - So lip 08, 2006 3:37 pm
"Ukryta forteca" Kurosawy - film dobry, jednak po tym rezyserze spodziewalem sie czegos lepszego. Szczegolnie koncowka mnie rozczarowala. Caly czas myslalem, ze oni nosza tylko drewno, a generał Rokurota Makabe nabral chciwych wiesniakow, aby pomogli mu przejc wraz z ksiezniczka przez granice.
Dark Rael - So lip 08, 2006 5:05 pm
Nie mozna sie spodziewac po kazdym jeg filmie tronu we krwi, dla mnie to byl swietny film przygoowy z genialna, jak zwykle gra Mifune, ktory tutaj wypada momentami dosyc komicznie, dochodze do wniosku ze on zagralby kazdy typ roli z rownym kunsztem. Nie wiem jak inni, ale moim zdaniem postac generala jest wlasciwie wystaarczajacym powodem, aby film obejrzec. Dostarczyl mi bardzo milej rozrywki i nie doszukiwalbym sie tu jakichs wyzszych wartosci, po prostu kilka bardzo ciekawych osobowosci i swietny scenariusz.
argentum_astrum - So lip 08, 2006 9:33 pm
Dołóżmy do tego jeszcze niewątpliwy wpływ na... "Star Wars" Lucasa! O czym zresztą amerykański reżyser wielokrotnie publicznie wspominał. Przełożenie jest proste: Księżniczka Yuki - Księżniczka Lea, Rokurota Makabe - Han Solo, dwóch łotrzyków - dwa androidy + ogólny awanturniczo-przygodowy klimat (przedzieranie się "do swoich" przez wrogie tereny: u Kurosawy to Japonia, u Lucasa - kosmos).
Po więcej informacji polecam sięgnąć tu: http://www.criterionco.com/asp/release. ... tion=essay
rekin - N lip 09, 2006 9:03 am
O wplywie na "Star Wars" slyszalem. Nie jestem fanem tej serii - widzialem ze dwa filmy i to dawno temu.
Dark Rael - Wt sie 08, 2006 9:12 am
Sanjuro
Kolejny film przygodowy Kurosawy z Mifunem. Bardzo podobny do strazy przybocznej. Troche mnie rozczarowalo to podobienstwo. Znowu samuraj znikad, glodny biedny i znudzony jak diabli. W miescie korupcja, kilku idiotow dalo sie wciagnac w pulapke. Samuraj oczywiscie doskonale wszystko przewidzial, postanawia im pomoc. Wykazuje sie madroscia i sprytem. Jest niezlym strategiem. Jak na film przygodowy scenariusz oczywiscie swietny, ale ambitne to to nie jest. Blizej mu jakoscia tworcza do filmow o Zatoichim, niz dziel mistrza.
Dom Latajacych sztyletow
Chinski zdaje sie film, dawne dzieje rok ok 800 w chinach, rzadowi sprzeciwiaja sie organizacja dom latajacych sztyletow. W domu publicznym rzadowy policjant zauwaza niewidoma dziewczyne, ktora pasuje na jedna z czlonkin organizacji. Zostaje zlapana. Głownemu bohaterowi, ktory jest podwladnym policjanta, zostaje mu przydzielone zadanie. Ma uwlnic dziewczyna, uciec z nia, majac nadzieje, ze doprowadzi go do bazy organizacji. Mamy tu zwroty akcji i obawiam sie ze jedna spora dziure. Ale fabula nie jest tym co najciekawsze w filmie. Jest pieknie wykonany, kolorowy, kazde tlo naturalne jest po prostu sliczne, pewnie sie naszukali nezle, jesienne lasy po prostu bajka. Stroje bohaterow bogate, choreografia walk to male dzielko sztuki, a efekty komputerowe, ktorych sa masy, nie zdradzaja oznak uzycia komputerow i tylko po animacji mozna poznac, ze inaczej nakrecic by sie ich nie dalo. Oczywiscie zasady fizyki, tworcy majja gdzies, nie mniej jednak te sceny zapieraja dech w piresi. Aktorstwo... coz raczej nie wybitne i w hollywoodzkim stylu, tak jak i fabula zreszta. Film jest po prostu bardzo ladny i naprawde cieszy oko, chocby dlatego warto go zobaczyc.
rekin - Pn gru 18, 2006 10:24 pm
Opowieści księżycowe /Ugetsu monogatari/ - prosty, ciekawy film z przeslaniem latwym do odgadniecia. Historia dwoch malzenstw dziejaca sie podczas wojny. Obaj mezczyzni chcieli skorzystac na wojnie: Genjuro sprzedajac naczynia, Tobei stajac sie slawnym samurajem. Obu sie udalo, tylko duzym kosztem. Film o upartosci, chciwosci, egoizmie i zaslepieniu. Kolejny po Onibaba, ktory ukazuje dramat prostych ludzi podczas wojny. Polecam.
rekin - Pt gru 29, 2006 6:32 pm
Shi gan /Time/ (2006) - chora z zazdrosci dziewczyna znika bez pozegnania z chlopakiem i poddaje sie operacji plastycznej, aby po pol roku don wrocic pod zmienionym nazwiskiem. Kiedy uczucie zaczyna rozkwitac miedzy nimi, ta chce sie z nim spotkac, jako poprzednia dziewczyna... Film nudny, przewidywalny i glupi, choc ma tez swoich sympatykow.
Manni - Pt gru 29, 2006 10:54 pm
Toż to nowy film Kim Ki-Duk'a, twórcy 'Pustego domu'! Że niby głupi? Nie wierze, poki nie zobacze!
Tomoko^^ - N sty 20, 2008 7:45 pm
Ostatnio oglądany prze ze mnie japoński filmik to Zatoichi, nie bedę jednak streszczać o co w nim chodzi, opis można zobaczyć na stronce Azumine^^ w odpowiednim dziale. Wspomne tylko, że gra tam Kitano, jeden z moich ulubionych aktorów, afilmik jest na prawdę ciekawy. Polecam fanom samurai i walk.
aegis - Cz mar 06, 2008 1:31 pm
Z ciekawszych pozycji jakie widziałem ( odświeżałem )... hoommmm >_<
Adrenaline Drive - bardzo smypatyczna "komedia" xD
Monday - przy tym się uśmiałem xD połączenie snatch + "dowolny musical" + japonia = "łoj, niszczyciel" xD
G@me - thriller/dramat, fajna kombinacja, ciekawy scenariusz >_<
Ping Pong - pozycja obowiązkowa, dużo humoru i lekka historia ( aż się chce wrócić do szkoły średniej ) ^_^
krew_na_scianie - So mar 22, 2008 12:33 pm
Ostatnio z azjatyckim kinem miałam do czynienia przy filmie "Przysięga". Fakt, słyszałam o nim mało pochlebne recenzje - ale nie ma to jak zobaczyć i przekonać się na własne oczy. Miałam nadzieje jednak mimo wszystko, że dostane film podobny do Hero czy Dom Latających Sztyletów - ale nic bardziej mylnego. Szczerze to dawno nie oglądałam tak słabego filmu. Bohaterowie są po prostu koszmarni, początkowa scena walki wojsk nie wyglądałaby tak okropnie, gdyby nie te efekty specjalne. Pierwszy raz się spotkałam z czymś takim, że od brzydoty efektów specjalnych można było się popłakać..Wątek miłości ciężko wogóle nazwać miłością, ehh naprawdę nic w tym tytule dobrego nie jest. Film był po prostu strasznym przeżyciem dla mnie. Tak wiele złego było w nim, że aż cięzko mi to wszystko opisać. Po prostu horror.
Pottero - Wt cze 24, 2008 10:42 am
Obejrzałem sobie wczoraj, a właściwie dziś późną nocą bądź wczesnym rankiem, jak kto woli, âźKataude mashin gÄruâ aka âźThe Machine Girlâ â goreâowego B-klasowca, którego nie można określić inaczej niż âźpopier...nyâ, ale w pozytywnym sensie. Takie przyjemne kino dla osób, które lubią popier...ne japońskie goreâowe B-klasowce. Jednej licealistce syn yakuzy wywodzący się z rodu ninja zabija brata, więc ta poprzysięga zemstę. Po drodze, chcąc dojść do zabójcy, traci rękę, co okazuje się dla niej jednak niezwykle pomocne, ponieważ do kikuta bez problemu można przyczepić karabin maszynowy czy piłę mechaniczną, co pozwala na niezwykle efektowne krwawe eliminowanie wrogów. Fabuła prowizoryczna, mająca stanowić jedynie pretekst do pokazania tej całej sieczki, a całość utrzymana w konwencji czarnej komedii i pastiszu. Ta doza humoru początkowo jakoś mi nie przypadła do gustu, ale ostatecznie dawno się przy żadnym filmie tak zdrowo nie uhahałem jak przy tym. Reżyser trochę âźeksperymentowałâ, tak więc np. niektóre sceny wyglądają jak z first person shooterów, a niezwykle tandetne efekty komputerowe to chyba efekt zamierzony. No i nie można zapomnieć o takich smaczkach jak np. smażenie na głębokim oleju uprzednio (przez przypadek) opanierowanej ręki czy stalowym staniku z wiertłami.
Kto nie lubi takiego kina, niech nie ogląda, kto lubi, niech da temu filmowi szansę. Co prawda do takich gigantów gatunku jak filmy Miikego âźKanaude mashin gÄruâ sporo brakuje, ale mimo wszystko oglądało się naprawdę przyjemnie. Jedyny minus to fakt, że w USA film pojawił się na DVD na dwa miesiące przed premierą kinową w Japonii, więc póki co oglądać można go z koszmarnym angielskim dubbingiem.
Dark Rael - Śr wrz 24, 2008 9:41 am
Nagralismy z bratem eureke (yuriika) z ale kino. Zaczelismy ogladac, ale niezmiernie mnie lektor zdenerwowal, popisujac sie kompletnym niezrozumieniem wymowy japonskiej. Moglem mu wybaczyc, ze Kozue czyta "kozee", ale przy Shigeo odpadłem. Jak on wykombinowal, że należy to czytać "szidża"?! Przeciez Ale kino korzystało z doskonalych lektorow, ktorzy wiedzieli nawet, ze sh nalezalo zmiekczac.
Calosci jak mowie jeszcze nie znam. To jeden z tych filmow, w ktorych nic konkretnego sie nie dzieje, (nawet pozbawiono go koloru) dialogow malo. Powolnie ale stabilnie zmierza on do konkluzji. Nastoletni, brat i siostra oraz dwie zupelnie nieznane osoby, spotykaja sie ponekad przypadkiem, ale wszystkie cos laczy (moze nawet wszystkie 4 to samo wydarzenie), jakies trauatyczne przezycie(cia), z ktorym nie moga sobie poradzic, a swiat zewnetrzny wcale im tego nie ulatwia.
Poki co film mi sie podoba, niekompetentny lektor nie potrafil mnie zniechecic. Na razie tyle moge napisac. Mam skojarzenia z filmem Sabu, na podstawie jakiejs powiesci, niestety nie pamietam tytulu. Byl tam taki motyw, ze dom pozbawiony rodziny zarasta brudem. Symboliki by tu pewnie sporo znalazl.
Edit: Już wiem czemu "szidża". Glowny bohater mowi do niego zdrobniale, czyli shi-chan... Tylko czemu mako-chan czytal makoto?
Pottero - Śr wrz 24, 2008 3:44 pm
âźPrzysięgaâ (WĂşjĂ) â srutututu, bla bla bla, ble ble ble. Napisy? A myślałem, że w tym filmie grał Jackie Chan... najwyraźniej mi się z âźMitem pomyliłoâ. Już więcej nie będę oglądał chińsko-hongkońsko-japońsko-południowokoreańskich melodramatów akcji w klimatach fantasy, bo pierdołowate to, trochę rozlazłe i przynudnawe, chociaż na trzeźwo może inaczej włazi. W każdym razie miłym zaskoczeniem była muzyka Klausa Badelta, tego od pierwszej części âźPiratów z Karaibów.
âźSukiyaki Western Djangoâ â chociaż film jest po angielsku, to bez angielskich albo polskich napisów wielu z was niechaj zapomni o oglądaniu go, bo Japończycy mówiący w języku Shakespeareâa to koszmar. Ale pomijając to, film, jak dla mnie naprawdę śmieszny â hołd dla spaghetti westernów, będący jednocześnie znakomitym jego pastiszem. A to wszystko w charakterystycznej dla Takashiego Miikego otoczce â przemoc (aczkolwiek nie tak ekstremalna jak w niektórych jego filmach), trochę scen obrazoburczych i balansujących na granicy dobrego smaku plus dobry czarny humor. Fajne, kiedyś na pewno do tego wrócę.
Shinyu - So lis 22, 2008 12:15 am
Trylogia zemsty koreańskiego reżysera Chan-wook Parka, na którą składają się kolejno Pan Zemsta, Oldboy i Pani Zemsta. Charakterystyczną cechą reżysera jest to, że bez oporów pokazuje przemoc taką, jaka jest w rzeczywistości. Nie ma "cackania się". Jeśli podczas tortur wyrywane są komuś zęby, lub ktoś postanawia popełnić samobójstwo przecinając swój brzuch nożem, jest to pokazanie dokładnie. Z wszystkich trzech najbardziej podobała mi się "Pani Zemsta", oceniana najniżej, ale urzekła mnie jej z lekka baśniowa atmosfera, piękna odtwórczyni głównej roli no i historia, która z wszystkich trzech najbardziej mnie smuci i dla której skłonna jestem zrozumieć motywy pchające bohaterkę do zemsty. Bo, jak łatwo się domyślić, to o zemstę chodzi we wszystkich tych filmach. Kiedy człowiekowi nie pozostaje już nic poza nienawiścią, nie czuje przeszkód przez torturowaniem, oszukiwaniem i mordowaniem. Liczy się tylko zemsta na tych, którzy odebrali mu wszystko. Jest coś intrygującego w tych postaciach ogarniętych rozpaczą, które całkowicie poddają się swoim emocjom ale potrafią przy tym w okrutnie racjonalny sposób planować odwet. Może brzmi to strasznie, ale imponują mi one. Bo to co obmyślają siedząc latami w zamknięciu, to nie jest zwykłe morderstwo - to uknuta starannie intryga, poprowadzona w taki sposób by ofiara zdążyła przed śmiercią szczerze pożałować swych czynów. W filmach tych ważne jest też wyłonienie tej postaci, która dąży do zemsty. W "Pani Zemście" bez wątpienia jest to Geum-ja, główna bohaterka, natomiast w "Oldboyu" za mszczącego się uznaję Woo-jina, który choć ma powód błahy to jest bardziej zdeterminowany i ostatecznie to on wygrywa z Dae-su, a w "Panu Zemście" mszczą się właściwie wszyscy na wszystkich, nakręcając w ten sposób spiralę zemsty. Sposób w jaki opowiadana jest historia, w jakim pracuje kamera i jak te role są odtwarzane przez aktorów, wszystko to tworzy niesamowity, wyrazisty klimat, gdzie nic nie jest sztuczne i przesadzone, a brutalnie prawdziwe.
Pottero - Pt gru 05, 2008 5:20 pm
âźKusa meikyĹŤâ aka Grass Labyrinth â pięćdziesięciominutowy film ShĹŤjiego Terayamy, awangardowego wszechstronnie uzdolnionego twórcy (pisarz, dramaturg, scenarzysta, reżyser, fotograf, aktor teatralny). Krótkie i bardzo rzeczowe podsumowanie tego filmu mogłoby brzmieć: japoński Lynch na początku lat 80., co w zasadzie wiele powinno wyjaśniać. Surrealizm, oniryczny klimat, rzeczywistość mieszająca się ze snem (całość ogólnie wygląda jak sen), zaburzenia chronologii, ogólnie czeski film â nikt nic nie wie. Dodatkowo odbiór filmu utrudnia to, że nie znam całej tej japońskiej symboliki, więc sporo mogło mi umknąć. Tym bardziej, że oglądaliśmy go na wykładzie, gdzie nie dało się skupić, bo ciągle ktoś za mną bądź koło mnie gadał. Na uwagę zasługuje też fenomenalna muzyka oraz bardzo zróżnicowane kadrowanie, mieszanie filmu czarno-białego z kolorowym itp. W chwili obecnej dałbym 8/10, aczkolwiek mam zamiar kiedyś ten film jeszcze raz na spokojnie obejrzeć.
Shinyu - N gru 14, 2008 11:18 pm
Pottero, próbowałam znaleźć tytuł o którym wspominasz ale słaba jestem w rozgrzebywaniu internetu więc poszukiwania zakończyły się fiaskiem. A szkoda, bo bym chętnie zobaczyła
Tymczasem ja jeszcze obejrzałam:
Nobody Knows aka Dare mo shiranai, japoński film o czwórce dzieci pozostawionych przez matkę prostytutkę samym sobie. Film o tyle ciekawy, gdyż zrealizowany na podstawie prawdziwej historii która rozegrała się w Japonii w latach 1987-1988. Dzieciaki dostały od matki nieco oszczędności, a ona poszybowała za swoją nową miłością. Jako że najstarszy chłopiec miał jeszcze 14 lat, pieniądze szybko się skończyły i trzeba było sobie jakoś radzić. Film pominął kilka mocniejszych elementów tej historii, oglądając go właściwie miało się wrażenie oglądania sielanki, szczęśliwych dzieci które całymi dniami mogły się bawić i cieszyć słońcem. I tylko coraz większy syf w domu i coraz brudniejsze ubrania przypominały o tym, że coś jest nie tak. Nawet dosyć dramatyczne zdarzenie z końcówki zostało złagodzone, wydawało się czymś nierealnym, przedstawiono je w sposób bardzo spokojny. A przecież, jeśli pomyśli się o tej historii na trzeźwo, powinna szokować, przerażać, bulwersować... A zwłaszcza to, co podkreślono w tytule - nikt nie wiedział o dzieciach które mieszkały całkiem same przez dziewięć miesięcy.
A moment to remember - taki sobie koreański romantyczny dramat. Całkiem byłby przyjemny gdyby nie moje czepianie się drobiazgów. Młoda, piękna kobieta po nieudanym związku z żonatym mężczyzną próbuje o wszystkim zapomnieć. I wszyscy jej powtarzają, że powinna zapomnieć. Zakochuje się w robotniku, dalsza historia wiadomo, są razem, kochają się i nagle kobieta zaczyna... zapominać. A dlaczegóż to? Spoiler dla niezainteresowanych filmem - Dziewczyna w wieku zdaje się 27 lat zapada na chorobę Alzheimera. Ciekawe, że w pierwszym momencie nie ma pojęcia co to za choroba a na pytanie "dlaczego w takim wieku" otrzymuje bardzo błyskotliwą odpowiedź "jest pani rzadkim przypadkiem". Wydaje się że motyw zapominania o miłości i ukochanym bardzo się spodobał twórcom, szkoda tylko że dali kobiecie taką chorobę. Strasznie naciągane, aż boli. Ale w końcu młodzi aktorzy bardziej poruszają nasze serca. Chociaż ja bym chętnie zobaczyła w tych rolach 60letnich staruszków. Pokazanie ich szczerej i pięknej miłości, to by dopiero było!
Sad Movie - kolejny koreański, romantyczny, także dramat (wzięło mnie). Kilka ładnych historyjek które, jakby się mogło wydawać, cudownie się skończą. Niestety przy końcu przypominamy sobie o tytule. Wzruszające, smutne, ale przyjemne.
Shinyu - Pt gru 19, 2008 1:27 am
Nie mam chwilowo czasu żeby szukać odpowiedniego tematu, więc proszę o przeniesienie tematu tam gdzie trzeba.
Dzisiaj, tj. 19 grudnia o 20 na TVP Kultura (z powtórką 20 grudnia o 11) leci film Akiry Kurosawy "Dodes'ka - den". Natomiast 25 grudnia o 00:55 będą wyświetlać "Zatoichi" Takeshiego Kitano, także na TVP Kultura.
Grabiarz - So kwi 04, 2009 6:35 am
Wziąłem się za Kwaidan - opowieści niesamowite Kobayashiego. Rzecz absolutnie wyjątkowa, olśniewająca wizualnie, niesamowicie plastyczna, aż trudno uwierzyć, że film kręcono w 1964 roku!
Pokrótce o fabule. Jest to ekranizacja 4 wybranych opowiadań ze słynnej książki Lafcadio Hearna, człowieka, który pokochał Japonię i postanowił nie dopuścić do zniknięcia jej tradycyjnych, ludowych legend. Wszystkie opowieści łączy motyw duchów, które spotykają się ze śmiertelnikami, zwodzą ich, często doprowadzając do zguby. Opowiadania czytało mi się z ogromną ciekawością, chociaż raczej nie przerażały. Film momentami jedzie po psychice, monotonne dźwięki japońskich instrumentów skutecznie budują napięcie. Malowane ręcznie tła nieba sprawiają wrażenie surrealizmu. Z czymś takim spotkałem się po raz pierwszy. Jeśli komuś spodobało się anime Mononoke może sięgnąć także po Kwaidan, myślę że był on jedną z inspiracji dla twórców anime, Niesamowity, baśniowy klimat średniowiecznej Japonii, bohaterowie nieraz doprowadzani do szaleństwa, zatraceni w przerażeniu, nietypowa oprawa graficzna i cudowna muzyka - to można znaleźć w obu dziełach. A także przesłanie, które nie jest widoczne i podane na tacy, każdy sam musi je odkryć.
Pottero - N wrz 13, 2009 2:23 pm
Ostatnio obejrzałem parę japońskich horrorów, jakoś mnie naszło. I nie, nie mam tutaj na myśli ghost movies â te mi się już trochę przejadły.
Na początek przypomniałem sobie â jak dla mnie już kultową â TĹkyĹ zanâkoku keisatsu, w krajach anglojęzycznych znaną jako Tokyo Gore Police. Zaostrzam sobie tym samym apetyt na Robogeishę, mając nadzieję, że będzie ona przynajmniej tak samo dobra jak filmy o jednorękiej nastolatce z karabinem maszynowym i kobiecie walczącej z mutantami, którym w miejsce ran pojawiają się dziwne rzeczy. Film nawet za drugim podejściem gwarantuje pierwszorzędną zabawę, jeśli kogoś nie brzydzi widok krwi i, co ważniejsze, jeśli nie ma gustu, zmysłu estetycznego ani poczucia dobrego smaku.
Później, również w ramach zaostrzania apetytu, na tapecie znalazła się Hajirai mashin gÄru (Shyness Machine Girl) â krótkometrażowy spin-off The Machine Girl. Jako że trwa dwadzieścia dwie minuty, cała głupota, kicz, zły smak i brutalność wyżej wymienionego skondensowane zostały tutaj do granic możliwości. Scena, w której seksownej biuściastej Japoneczce wychodzi z tyłka karabinek maszynowy â bezcenna! I pal licho fakt, że toto praktycznie nie ma żadnej sensownej fabuły.
Następnie kolejny mistrz złego smaku, Takashi Miike, w jednym ze swoich bardziej stonowanych filmów â YĹkai daisensĹ (The Great Yokai War). Stonowanych dlatego, że jest to produkcja familijna, rzekomo będąca japońską odpowiedzią na amerykańskie wysokobudżetowe przeboje w stylu Władcy Pierścieni, Harryâego Pottera czy Opowieści z Nadrenii. Jak wiemy, to, co w Japonii jest familijne, na Zachodzie takie staje się dopiero po ostrych cięciach, więc w Europie możemy mówić, że mamy do czynienia z prawie horrorem. Fajne i sympatyczne, chociaż trochę przydługie, naiwne i tandetne, jak na produkcję wysokobudżetową.
No i było jeszcze jedno YĹkai daisensĹ, tym razem na Zachodzie znane jako Yokai Monsters: Spook Warfare â horror tokusatsu z 1968 roku, będącego pierwszą częścią trylogii o yĹkai. Bawiłem się świetnie â przez cały czas po ekranie biega albo babiloński wampir wyglądający jak miniaturowy Godzilla, który niszczy kamidany (sic!), albo zgraja facetów w równie komicznych kostiumach, próbujących skopać zadek importowanemu demonowi. Kiczowate, bo stare, niezamierzenie komiczne, ale niezwykle urokliwe, jeśli lubi się takie oldschoolowe klimaty. Na dzisiejszą i jutrzejszą noc zostawiłem sobie jeszcze kontynuacje â YĹkai hyaku monogatari (Yokai Monsters: 100 Monsters) i TĹkaidĹ obake dĹchĹŤ (Yokai Monsters: Along with Ghosts).
Pottero - Wt lis 10, 2009 8:51 pm
Przemogłem się i obejrzałem dzisiaj Detroit Metal City live action. Lubię mangową i animowaną wersję, ale jako że z żywymi wersjami popularnych tytułów mam przykre doświadczenia, bardzo się obawiałem tego, co też tym razem pokażą Japończycy. Z czystym sercem muszę przyznać, że mój sceptycyzm był bezzasadny â Krauser-sama nawet w aktorskiej wersji kopie tyłek! Nadal jest zabawnie i wulgarnie, ale nawet mimo sceny, w której Jego Mroczność przed dwie minuty krzyczy âźfuck! fuck! fuck!â (a samo słowo pada w filmie kilkadziesiąt razy), jest trochę grzeczniej. Zabrakło mi Kapitalistycznej Świni, szkoda, że nie zaadaptowano mojej ulubionej sceny z gwałtem na TĹkyĹ Tower. Czego by jednak nie powiedzieć, Kenâichi Matsuyama jako SĹichi jest zabójczy (taki wczesny Jim Carrey, z okresu Głupiego i głupszego), wykonanie Satsugai robi znacznie lepsze wrażenie na żywo (świetna realizacja scen koncertów), a Gene Simmons jako Jack to już klasa sama w sobie. Co prawda nadal wolę mangę i anime, ale nie żałuję, że obejrzałem aktorską wersję. 7/10.
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL