Ostatnio oglądane anime
Tassadar - Pt lut 26, 2010 10:54 pm
"Kapłanki przeklętych dni" - zakup z promocji w Merlinie i szczerze powiedziawszy trochę głupio wydane pieniądze Nie mam nic przeciwko yuri, ba, nawet lubię niektóre takie serie (o ile są sensowne), ale tu po prostu nie wyrabiałem. Zmiksowano mechy, yuri, shintoizm i bajery takie jak np. pielęgniarka z nekomimi (oczywiście jako pilot...).
Można się bawić konwencją, mieszać i kombinować, ale akurat ten serial to dowód jak NIE należy tego robić. Na szczęście całość była tak absurdalnie dziwna, ze aż śmieszna, i dzięki temu bawiłem się nawet nieźle. Musiałem tylko ratować obumierające neurony.
Do tego dialogi... żaden tłumacz nie pomoże (a ten spisał się nawet nieźle) jeśli są tak sztuczne, patetyczne i przesadnie nasączone emocjami, że wręcz zwijałem się ze śmiechu w momentach, które teoretycznie powinny być wzruszające (o scenach walk z litości nie wspomnę). Jak chcecie to przewinę sobie płyty i zacytuje kilka perełek.
PS. Jedyne anime jakie pamiętam w którym mechy mają... poduszki powietrzne
Sir_Ace - So lut 27, 2010 1:55 pm
Wybaczcie mi, ale nowego Gundama oceniam z perspektywy fanatycznego fana metawersum. Podczas seansu prawie się popłakałem ze szczęścia.
Fabuła - ostatnie produkcje, których akcja toczy się w obrębie U.C. (wszystkie IGLOO, 8th MS Team i inne), dzieją się 'poza' kanonicznymi seriami. Wiadomo, że trwa wielka (później zwana Jednoroczną) wojna między Federacją i Zeonem, czasem wspomina się jakieś postaci z serii. I tyle. Tymczasem Jednorożec to prawdziwa kontynuacja umiejscowiona po Odwecie Chara. Ludzie obeznani choćby z Zeta Gundamem bez problemu poznają dziewczynę, na którą wpada gł. bohater
Obraz - jest nieźle, miejscami nawet lepiej. Stylizowane na serie sprzed 30 lat mobile i postaci (wspomniana hime wygląda niemal identycznie jak drzewiej). Walki niezwykle dynamiczne (aż dziw, że jeszcze nie zaprezentowano ulubionej metody gundamowej dekapitulacji - oderwanie głowy mobilu przy pomocy piłkarskiego kopniaka) + jak zwykle doza przesłania antywojennego (klasycznie - ukazanie strat w ludności wynikłych przy walce wewnątrz kolonii). No i był jeden różowy wybuch - bez niego to nie byłby prawdziwy Gundam.
Dźwięk - nareszcie Gundam z dobrym OSTem. Żadnego kiczowatego jpopu. Niektóre kawałki są tak epickie... Naprawdę skojarzyła mi się twórczość pana Morricone. Słuchawki i niemal full volume.
Co mi się nie podoba - rozłożenie sześciu odcinków na trzy lata. To znaczy, że co najmniej pół roku przyjdzie nam czekać na ep2...
Wiem, że zawsze znajdą się malkontenci, którym nowa seria po prostu się nie spodoba. Wiem też, że nie jestem obiektywny, ale... Dla mnie i reszty fanatyków to spełnienie marzeń
Góral - So mar 27, 2010 10:07 am
Pierwsze 14 odcinków Ashita no Joe.
Ashita no Joe [czyt. "aśta no dżoł"] to ponadczasowe anime. Pomimo swojego wieku (40 lat!) jest nieustannym źródłem inspiracji i wzorem dla twórców innych anime. Myślicie, że czemu Gurren Lagann jest epicki, a Kamina najlepszą postacią? Bo przekalkowano w nim sceny oraz gesty i zachowania bohaterów Ashita no Joe. W czasie pierwszych 8 odc. TTGR można zobaczyć przynajmniej kilka motywów zerżniętych z pierwszych 12 odcinków AnJ. Kopia pozostanie jedynie kopią i nie robi takiego wrażenia co oryginał (Kishimoto to również plagiator i jego Naruto nie powstałoby gdyby nie Ninku, ale to inna bajka). Takich anime jest jednak więcej. Zgadnijcie co ma wspólnego AnJ z Cowboy Bebopem albo Legend of The Galactic Heroes?
Zostawmy jednak kwestię oryginalności. Anime to nie jest klasyczną sportówką. Nie ma tu schematu "od zera do bohatera", ani "geniusz od urodzenia". Został tu wykorzystany zupełnie inny pomysł i aż dziw bierze, że jeszcze nie został on skopiowany (AFAIK). Widać jest to zbyt trudne i twórcy wolą pójść przetartymi ścieżkami. Zapomnijcie o rozwlekłych meczach, komentarzach na pół odcinka czy nawale szczęśliwych zbiegów okoliczności. Tutaj nigdy nie wiadomo co się stanie, liczą się przede wszystkim dramat i realizm (choć niezupełnie, ale na pewno nie znajdziecie tu powalania niedźwiedzi czy wstawania po 20-tu knockdownach). Jeśli szukacie koszarowego humoru to również źle trafiliście, bo choć zdarzą się powalające teksty są one jedynie marginalnym dodatkiem.
Ashita no Joe ma klimat. Tutaj widać, słychać i czuć kto jest s-synem, a kto poczciwym chłopem. W ringu natomiast rzeczywiście wiadomo, że jest to walka, w której zawodnicy nie poszli się poklepać po buzi, ale ponap****ać. Tego brakuje mi w Ippo (jedyne walki gdzie odrobinę było to czuć to Takamura vs. Hawk i Mashiba vs. Sawamura), choć seria ta nadrabia to humorem. Świat slumsów, więzienie i Japonia w okresie gospodarczych przekształceń tworzą niepowtarzalną i przekonującą scenerię. Czuć tutaj trud i wysiłek ludzi oraz emocje bohaterów. W AnJ świat nie kończy się na ringu czy w sali treningowej, a bohaterami nie są jedynie bokserzy i ich rodziny. Nie ma tu monotonii (choć po 14 odcinkach pewnie trudno to stwierdzić), ani konwencjonalnych rozwiązań, nie ma tu sielanki. Dla jednych może być to wadą, ale dla osób, które widziały już standardowe chwyty setki razy AnJ będzie na pewno miłą odskocznią.
Osobny akapit należy się oprawie graficznej. Pomimo swej wiekowości nie odstrasza, a wręcz jest perfekcyjna dla tego rodzaju serii. Wyraźne kontury i pastelowe kolory idealnie wpasowują się w klimat serii. Co ważne w tego rodzaju serii, faceci wyglądają jak chłopy, a nie pedałki albo ET (*cough* Claymore *cough*). Przede wszystkim jednak znakomicie zrobione są animacja i choreografia walk. Może to się wydać śmieszne, ale tutaj naprawdę czuć siłę ciosów i ból zawodników (czego o Hajime no Ippo powiedzieć niestety nie mogę). Zęby fruwają na prawo i lewo, ślina leje się mililitrami, a krew nie bryzga na prawo i lewo, ale wsiąka w rękawice.
P.S.
Podobno w produkcji jest live-action z jakimś piosenkarzem-chucherkiem w roli tytułowej, lol.
Wolverine - N kwi 04, 2010 12:50 pm
The Place Promised in Our Early Days - wstyd się przyznać, ale ten film to moja pierwsza styczność z twórczością Makota Shinkai. W takich chwilach uświadamiam sobie jak mało jeszcze widziałem. To, co najbardziej urzekło mnie w tej produkcji to oczywiście oprawa audiowizualna. "The Place..." to z pewnością jedno z najładniejszych anime jakie widziałem do tej pory. Jedyna rzecz jaka mi przeszkadzała to animacja postaci. Momentami mocno nierówna, przez co sprawiała wrażenie pokracznej. Ale gdy wszystko wkoło jest tak dopieszczone można przymknąć oko na ten problem Fabuła nie zostaje z tyłu za oprawą i skutecznie przykuła mnie do ekranu. Zawsze lubiłem rozważania na temat ukrytych wymiarów, równoległych wszechświatów itp. Nie pozostaje mi więc nic innego jak tylko zabrać się za pozostałe dzieła Makota.
Gunslinger Girl -Il Teatrino- - nie ukrywam, że jestem fanem pierwszej serii i po drugiej spodziewałem się mniej więcej podobnych emocji. Niestety, po obejrzeniu pierwszego odcinka doznałem srogiego zawodu. O ile wyżej opisywane przeze mnie "The Place..." mogłem uznać za jedno z najładniejszych anime, o tyle drugi sezon "Gunslinger Girl" należy do tych najbrzydszych. Nie wiem czy taki był pierwotny zamiar, czy po prostu twórcy poszli na łatwiznę. Wszystko jest tu uproszczone, a momentami wręcz niedbale narysowane. Tła, urządzenia, a nawet postacie. Owszem, pierwszy sezon pod tym względem też nie był niczym specjalnym, ale nawet biorąc pod uwagę, że został nakręcony kilka lat wcześniej, jest dużo lepszy (w końcu to Madhouse ). Na szczęście całość ratuje świetna fabuła, która zaczyna rozkręcać się od drugiego odcinka i do końca jest już tylko lepiej. Śledztwa, intrygi, pościgi, a często także przemyślenia i problemy emocjonalne, z którymi muszą radzić sobie bohaterowie. Właśnie za te elementy tak cenię pierwszą serię. Podsumowując, mogę wręcz powiedzieć, że "Il Teatrino" to dokładne przeciwieństwo sformułowania "przerost formy nad treścią". Ciekawa fabuła musi sobie tutaj poradzić z nie do końca ciekawą oprawą. Ostatecznie polecam tylko fanom pierwszej serii.
Deedlith_Anthy - So kwi 24, 2010 9:58 am
Key the Metal Idol - bardzo dobra seria, kojarzy mi się z Lain, ale chyba jednak bardziej mi się podoba.
Mimo , że jestem dopiero po 6 odcinku, to powoli coś mi sie już składa.. pytanie tylko, co.
Key jest bardzo urocza, a i innym bohaterom niczego nie brakuje.
Strasznie mnie ciekawi wątek Miho *__*
Polecam wszystkim, jeśli jeszcze tej serii nie widzieli,a lubią pokręcone historie o robotach, ludziach i... showbiznesie.
edo - So kwi 24, 2010 7:37 pm
A ja obejrzałam wreszcie Kuchu Buranko. Po pierwszych dwóch odcinkach, które są zdecydowanie słabsze, seria nabiera rumieńców. W każdym razie jest ciekawsza. Być może historie poszczególnych pacjentów nie są wybitnie zaskakujące, ale zdecydowanie dobrze się je ogląda. I można się czasem pośmiać a czasem wzruszyć. Oczywiście główny atut serii czyli wykonanie też mi przypadł. Kocham takie kolory i technikę (nic dziwnego, po serii nawet surowa aspiryna wyszła mi nieco różowa od spodu).
Następnie Higan, czyli sześć minut o walczącym żołnierzu w zbroi wspomaganej. I właściwie to wszystko. Niektórzy doszukują się tam dramatu człowieka wysłanego na front, interpretują lakoniczność itd., ale do mnie to wybitnie nie trafia. Coś takiego można zrobić w bardziej efektywnej formie, a to mi wygląda na zwykłą wydmuszkę-niby ładną, ale pustą. A poza tym nudną
Ookamikakushi, czyli czego człowiek nie ogląda jak ma się wziąć za projekt z genetyki. Miałam nadzieję, że seria się rozkręci, ale właściwie otrzymaliśmu coś jadącego na sławie 07th Expansion, ale z brakiem klimatu i fabuły. I jeszcze wpychana gdzie się da grafika komputerowa (najboleśniejszy przypadek-bohater odrzucający za siebie butelkę). Jedyną sympatię zdobyła parodia z ostatniego odcinka (phantom waiter) za absolutną głupawkę. A tak? Właściwie nic.
Uwaga! A teraz beszczelny spam-niech ktoś coś napisze w dziale z ostatnio czytanymi mangami, proooszę
Tassadar - Cz maja 06, 2010 4:40 pm
Ciżeko powiedzieć żeby było to coś przełomowego, ale 3 odcinek bonusów do "FMA: Brotherood" był po prostu obłędny. Wątek który w mandze został tylko wspominany, czyli trening Izumi w górach Briggs to rzecz w sam raz na taki kilkunastominutowy odprężający dodatek. No na sam koniec ten przepiękny tekst na podryw: Upuściła pani niedźwiedzia!
Góral - Cz maja 06, 2010 5:02 pm
Jo, dobry był. Omake'i studiu Bones trudno spartolić. Skoro jesteśmy przy omake'ach, warto też obadać Black Lagoon Omake. Tam to dopiero jest ubaw :D (chociaż podobnie jak w przypadku FMA, kto czytał ten już wszystko zna). 7 króciutkich animacji, czyli ponad 20 min. piania. Arakawa nie powstydziłaby się tak świetnie skonstruowanych humorystycznych historii. Zobaczyć Revy jako 14-latkę, Rocka z cyckami, Bałałajkę mamusię - bezcenne. Link do screenów jakby ktoś chciał poznać szczegóły.
Ximinez - Cz maja 06, 2010 9:52 pm
Zebrałem się w sobie i zmęczyłem pierwszego telewizyjnego Clannada. Podejście 'na chłodno' dobrze mi zrobiło - po historycznej porażce z Air bardzo bałem się tego tytułu. Okazało się, że nie do końca słusznie. Szkolna historyjka zaserwowana została w dość przystępny sposób, obyło się bez katowania dramaturgią na każdym kroku. W moim odczuciu serwowany w odpowiednich ilościach lekki humor spełniał swoją rolę 'hamulca bezpieczeństwa' dzięki czemu całą serię oglądało mi się bardzo przyjemnie... No właśnie... Pomimo przerysowania problemów bohaterów, nierzadkich durnych zachowań i dialogów, które normalnie by mnie zirytowały i kazały rzucić to anime w kąt tak się nie stało. Jest tu to 'coś' dzięki czemu jak bardzo bym chciał to nie nabluzgam na ten tytuł, na wypraną ze stanowczości Negisę, na laleczkę ze złomu, na struganie rozgwiazd, na rzępolenie na skrzypcach, na walizkę podróżującą po świecie przez lata. To cholerstwo zrobiło coś niezwykłego: zebrało masę elementów, których nie trawię i podało mi je w sposób przystępny i przyjemny w odbiorze i chociażby dlatego będę o nim pamiętał.
Dygresja do odcinka '24': jaki ciepły i idealistyczny by nie był tak twierdzę, że decydowanie o przyszłości przez pryzmat szkolnej miłości to prosta droga do jej zmarnowania (na szczęście nic takiego mnie nie spotkało ).
PS: Pro forma: daje takie 7+, 8-
Grabiarz - Pt maja 28, 2010 7:27 am
Za radą Górala obejrzałem Romeo no aoi sora. Przede wszystkim jest to seria, którą powinno się puszczać dzieciom, tyle dobrych wartości mogą z niej wyciągnąć. Wątek przyjaźni, faktycznie jeden z piękniejszych i bardziej wzruszających w anime nigdy nie pozwalał ani na moment pomyśleć, że bohaterowie nie dadzą sobie rady nawet w najgorszej sytuacji. Główny bohater ze swoją zaradnością, odwagą i szlachetnym uporem powinien być stawiany jako wzór dla najmłodszych. Nie chcę się rozpisywać, bo doszedłbym do wniosków, że sprawiedliwość i dobro zwyciężają, ale to przecież seria dla dzieci, więc takie proste morały są jak najbardziej na miejscu. Niemniej polecam wszystkim, którzy szukają w anime normalności, wielu wzruszeń i bohaterów, których się z miejsca polubi za ich dobroć i życzliwość.
Tassadar - Pt cze 04, 2010 1:17 pm
Drugi filmowy Evangelion - You Can (Not) Advance.
Zbieranie szczęki z podłogi zajmowało mi chyba ze trzy godziny. W życiu się nie spodziewałem, że z "Evangeliona" można tyle wycisnąć. To bez wątpienia najlepsza z dotychczasowych wersji, pod każdym względem dopracowana aż do przesady, zaskakująca nowymi postaciami, zupełnie pozmienianą fabułą i epickością do sześcianu. "You Are (Not) Alone" było naprawdę dobre, miało sporo świeżych pomysłów i dopieszczoną oprawę audiowizualną, ale z drugim filmem nie może się mierzyć.
Całość ogląda się zapartym tchem, a twórcy zaskakują pozytywnie na każdym kroku. W dwie godziny sprawnie upchnięto akurat tyle akcji, komedii i porządnego dramatu, żeby nie sposób było się nudzić. Także jeśli jest się po seansie serialu TV - mnóstwo spraw (łącznie z nowymi Aniołami) pozmieniano i to w zasadzie za każdym razem na lepsze. Fabuła stała się o wiele bardziej spójna, kosztem postaci drugoplanowych typu koledzy Shinjego a także dzięki przejrzystości wątków. Wszystko jest podane w prosty, zrozumiały, ale nienachalny sposób. Shinji nareszcie nie prowadzi rozbudowanych monologów a jego postawa jest uzasadniona, zrozumiała i wiarygodna - chyba to zadziwiło mnie najbardziej. Bohater którego w serialu TV absolutnie nie trawiłem, tutaj zaplusował u mnie potężnie.
Ostatnio zachwycałem się poziomem wykonania "Gundam Unicorn", ale po 2 "Evie" skłonny jestem uznać to za co najwyżej poprawne. Gainax vs. Sunrise 1:0 Muzycznie po prostu miażdży, ale tego trzeba posłuchać samemu.
Jak dla mnie hit.
Tylko jedno mnie niepokoi - coś tam w Anime Gate było na temat chęci wydania tych filmów u nas. Mam więc nadzieję, że wydadzą także na BlueRay, bo oglądanie tego na zwykłym DVD, bez pełnego HD i innych bajerów mija się z celem.
Sir_Ace - Pt cze 04, 2010 3:12 pm
Wyjaśnij tylko jedną rzecz, bo różne bzdury w necie wypisują - jak to się ma do serialu i poprzedniego filmu? To alternatywa, kontynuacja czy uzupełnienie?
Tassadar - Pt cze 04, 2010 3:28 pm
Najzwyklejsza w świecie kontynuacja - zaczyna się mniej więcej z chwilą wejścia na scenę Asuki i Evy 02. Mniej więcej, bo spolerować nie będę, jest jeszcze jedna postać której ani w mandze ani też w TV nie ma. Pojęcia nie mam jak ktoś mógł twierdzić, że to alternatywa albo uzupełnienie - chyba niezbyt uważali podczas seansu Alternatywa to jest, ale dla serialu TV, bo sporo rzeczy pozmieniano jak już pisałem.
xenomic - So cze 12, 2010 7:09 pm
Trafiło mi się "Tales of Vesperia: The First Strike".
Po raz chyba czwarty, potwierdza się twierdzenie, że japoński rynek rozrywki elektronicznej potrafi najlepiej na świecie przygotowywać premiery nowych tytułów gier. Film jest zrealizowany na najwyższym poziomie. Znalazłem 3 sceny cierpiące na braki poprawnego operowania planem i poza nimi... żadnych wpadek. Animacji nie można zarzucić niczego, zresztą studio Production I.G. jest odpowiedzialne za przerywniki animowane w grach wydanych na PS3 z cyklu "Tales". "Vesperia" doskonale wprowadza widza w świat gry, który jest spójny i logiczny (system operowania earią, kryształami mocy, tło polityczne, struktura społeczna). Niezwykle szczegółowo przygotowane tła i poszczególne sceny, obiekty CGI idealnie wpasowane w rysunek, dobra ścieżka dźwiękowa i gra seiyĹŤ, zestawienie charakterów bohaterów niby od samego początku determinuje rozwój wypadków, jednak zakończenie z pewnością sprowokuje widza do zerknięcia na stronę producenta gry. Miło spędzone przed telewizorem 105 minut. Udany debiut reżyserski Kenty Kameiego.
sketch - Wt cze 15, 2010 10:29 pm
Co do Evangeliona 2.0:
To jest alternatywa. Wariacja na temat historii (nie znając zakończenia, ciężko wypowiadać się jak się ma do end of eva, ale już na tym etapie widać, że mogą to zupełnie inaczej rozwiązać). Zachowuje główne wątki, a poza tym wplata nowe postaci (czy raczej postać- sztuk jedną) i manewruje sprytnie mniej istotnymi elementami fabularnymi z serii. Całkiem zgrabnie im to wychodzi, choć jak na mój gust brakuje temu odświeżonemu evangelionowi dawnej "ciężkości". Jest spektakularny- wizualnie, a jakże, taki dopieszczony. Walki Ev z aniołami: cud, miód, orzeszki. Ścieżka dźwiękowa elegancka (jako, że znałam ją dobrze przed samym obejrzeniem filmu, trochę mnie wkutwiało urywanie niektórych kawałków, ale to już takie moje tam... ).
Na tym wszystkim cierpią jednak bohaterowie i ich dawna, psychologiczna głębia (albo głębi pozór, w każdym razie tamten pozór mi się podobał, a ten jest już dla mnie nie do przełknięcia). I nie wydaje mi się żeby to była kwestia chęci upchnięcia wszystkiego w te kilka kinowych odcinków. Bo tak zwany czas ekranowy zdaje się, że jest. W moim odczuciu obronną ręką wyszła z tego póki co nowa-inna Ayanami. Tutaj poszli chyba w kierunku mangi- relacja z Shinjim się broni. I działa na plus dla Shinjiego, bo niestety w pozostałych kwestiach jest strasznie. Ja sobie nie przypominam, żeby on mnie tak wcześniej wkurzał. Dawniej miałam do niego więcej cierpliwości...
Ech, gdzie się podział tamten niepokojący klimat? Nie zrozumcie mnie źle: mnie się podobało, generalnie. Ale ja chyba modelowym odbiorcą tej produkcji nie jestem. I wcale nie rozbawiło mnie obwieszczenie w zapowiedzi następnej części, że będzie więcej fancervice'u.
Ciekawi mnie co tam wymyślą dalej (choć póki co zupełnie nie widzę potrzeby pojawiania się postaci różowej pilotki, chyba tylko po to żeby coś naknocić w stosunku do poprzednich wersji i mieć scenę, w której laska spada z nieba oczywiście na wiadomego nieboraka) i bardzo chciałabym obejrzeć to na wielkim ekranie
Ps. I niech mi ktoś spróbuje wytłumaczyć, jak przez te dwa lata nieobecności przetrwały Kaji'emu te jego przeklęte arbuzy? Czyżby wpływ gleby jeszcze po-sekando-impaktowej?
Tassadar - Śr cze 16, 2010 2:55 pm
Ps. I niech mi ktoś spróbuje wytłumaczyć, jak przez te dwa lata nieobecności przetrwały Kaji'emu te jego przeklęte arbuzy? Czyżby wpływ gleby jeszcze po-sekando-impaktowej?
sketch - Śr cze 16, 2010 3:35 pm
Ha,ha! A wiesz, że ma to sens? Myślę, że pasuje mi to do układanki!
Ximinez - N cze 20, 2010 2:46 pm
Jestem na świeżo po obu nowych Evach (1.11 i 2.22). Jestem w ciężkim szoku. Pierwsza część to nic specjalnego, stara historia z podciągniętą grafiką i przemodelowanymi scenami, pozbawiona zbędnego nastoletniego bełkotu. W przeciwieństwie do odrzucających pierwszych odcinków serialu film poradził sobie świetnie z przybliżeniem podstaw scenariusza i przedstawieniem postaci. Z kolei drugi film... Musiałbym powtórzyć po Tassadarze - "W życiu się nie spodziewałem, że z >Evangeliona< można tyle wycisnąć." Mogę się doczepić do, momentami, niechlujnego rysowania postaci w ruchu (Asuka) albo do dziecięcych chórków pod koniec filmu. Tylko po co? Oprawa AV przeciorała mnie po podłodze i długą chwilę nie dała się podnieść. Scena biegnącej Evy 01 na długo utkwi mi w pamięci. Fabuła jest jasna i spójna, wszystkie proporcje pomiędzy konwencjami zostały świetnie wyważone i zamknięte w ramach 2 godzin. Ciesze się, że przesadna głębia postaci, która zawsze była wizytówką serii nie znalazła się w filmie. Czas spędzony przed ekranem nie był w żadnym stopniu czasem straconym. Aż się boje co Gainax pokaże w kolejnych filmach bo przeskok jakościowy jest już znaczny między 1.0 a 2.0.
(jak dla mnie Sunrise (projekty mechów [Kshatriya!] i postaci ) - Gainax (tła) 1:1)
sketch - Pn cze 21, 2010 12:15 am
Aż się boje co Gainax pokaże w kolejnych filmach (...)
Nie wiem co tam zmalują, ale z pewnością wiem kogo pokażą! Tadam: 

Hell YES!
Tassadar - So cze 26, 2010 4:00 pm
No i zakończyło się "Durarara!" Nie powiem, całkiem nieźle ułożyli ostatni odcinek, choć mam nieodparte wrażenie, że jeśli kiedyś będą chcieli się pobawić w kontynuację, to pretekst ku temu się z łatwością teraz znajdzie. Anime okazało się jak na razie jednym z poważniejszych kandydatów do tytułu roku, choć rozkręcało się powoli - początek był troszkę zbyt nieśpieszny i w zasadzie długo nie można się było domyślić do czego tak naprawdę autorzy zmierzają. Nie zmienia to faktu, że serial wciąga, a Celty w ostatnim odcinku miała na zakończenie świetną scenę
Z innej beczki - skończyłem oglądać "Tegami Bachi" na Crunchyrollu i rzuca mi się jedna rzecz na myśl - jak mogli przerwać w TAKIM momencie! Dobrze, ze drugi sezon ma się ukazać tej jesieni, bo przerwać opowieść w chwili gdy odnajduje się Gauche to po prostu zbrodnia.
Sam tytuł może nie jest aż tak dobry i klimatyczny jak się wydawało z początku, przeradza się bowiem w dość standardowy zbiór krótkich historyjek różnych postaci, ale duet Niche + Stek to para ekstremalna, a sam Lag mimo że płaczliwy do granic możliwości jest jednak bardzo sympatyczny. Do tego te dialogi ("Jesteś pierwszym mężczyzną który skłonił mnie do założenia gatek!" ) i baśniowy świat.
Co mi się strasznie nie podobało, to nazwisko Laga, które w połączeniu z imieniem dawało strasznie głupawe brzmienie. Do tego postacie, nawet bliscy przyjaciele, zwracają się do siebie pełnym imieniem i nazwiskiem (WTF?), a seiyuu mimo doborowej obsady grają momentami fatalnie. Zwłaszcza ta tendencja do umieszczania pełnych imion i nazwisk na końcu wypowiedzi, sztucznie brzmiąca i zupełnie bezsensowna. Serio, nawet Japończycy jak już nie chcą mówić komuś po imieniu, o używają samego nazwiska. Ktoś tu poważnie pokpił sprawę (bo można było chociaż tak popracować nad aktorami, by mieli nieco więcej autentyczności i ekspresji niż Terminatory).
sketch - So cze 26, 2010 6:51 pm
To ja też parę zdań na temat Dury, bo nowego wątku raczej do tego zakładać nie chciałam, a nie miałam pomysłu gdzie te wrażenia opisać. Generalnie odcinków zawsze wyczekiwałam z niecierpliwością! Zakończenie bardzo przyjemne i pozostawiające miejsce na kontynuacje- wszak Izaya nie zrealizował swojego niecnego planu, ale głównego asa w rękawie (a raczej leżącego elegancko na półce) wciąż ma. Podobno czekają nas dwie OAVki na dokładkę, nie powiem: miłomiło.
Cudna była ta scena kiedy Shizu przyfasolił bydlakom wielgachnym drogowym znakiem i uwielbiam Simona za ten giga punch w Izayowe lico, jestem skłonna nawet wybaczyć im ten kulawy rosyjski.
Ale jeśli chodzi o finałowe odcinki tego sezonu to dużo bardziej nie mogę doczekać się zakończenia House of Five Leaves, który jest moim faworytem ze wszystkich jak dotąd wychodzących tytułów. Jakkolwiek sie nie skończy i tak będzie mi smutno, że ten koniec nadszedł.
O! I odnośnie tegami bachi! Manga! Manga! Koniecznie! Jest tak pięknie narysowana i dużo ciekawsza niż anime, które jakoś do mnie nie przemówiło, może dlatego, że wiernie nie kopiuje mangi. Acz te ważne wątki dopiero od niedawna zaczynają nabierać konkretnych kształtów i może drugi sezon na tym skorzysta.
Grabiarz - N cze 27, 2010 12:04 pm
Tak, Durarara zdecydowanie kosi wszystko z sezonu zimowego i moim zdaniem obok Saraiya Goyou to najlepsza seria roku póki co. Może i nie dorównało Baccano! (IMO) ale za bohaterów należą się brawa. Szczególnie dobrze wypadli Celty (nawet bez głowy jest megahot), agresor Shizu, mówca Simon i wariaty z vana. Czekamy na dodatkowe odcinki, a potem kto wie?
Co do drugiej serii Tegami Bachi, sketch mądrze prawi Manga robi się coraz bardziej mroczna i brutalna. Wystarczy popatrzeć na np. 8 albo 10 stronę ostatniego (40) rozdziału. Nie dam linka, bo nie wolno
Może być troszkę problemów z ilością materiału i zapewne znowu się jakies fillery pojawią, ale widać, że manga dojrzewa i jeśli twórcy anime utrzymają jej unikalny styl, będzie naprawdę dobrze.
Co do zarzutu Tassadara odnośnie zwracania się do siebie pełnymi nazwiskami, seria mimo, że jej akcja umiejscowiona jest w fantastycznym świecie, to jednak pewne elementy zbliżają ją do zachodniej Europy lub Ameryki z początku XX wieku. Wtedy, jak zresztą też wcześniej było zwyczajowe zwracanie się do siebie per "Janie Nowaku", nawet do znajomych. Więc myślę, że to po prostu taki stylizacyjny zabieg, całkiem przemyślany
A ja zacząłem Tengen Toppa Gurenn Lagann i w sumie poza tym, że cieszy oko nic go jeszcze aż tak nie wyróżnia, ot, miła głupawka, ale o wiele słabsza niż takie Abenobashi.
Tassadar - N cze 27, 2010 12:19 pm
Co do zarzutu Tassadara odnośnie zwracania się do siebie pełnymi nazwiskami, seria mimo, że jej akcja umiejscowiona jest w fantastycznym świecie, to jednak pewne elementy zbliżają ją do zachodniej Europy lub Ameryki z początku XX wieku. Wtedy, jak zresztą też wcześniej było zwyczajowe zwracanie się do siebie per "Janie Nowaku", nawet do znajomych. Więc myślę, że to po prostu taki stylizacyjny zabieg, całkiem przemyślany
Wygląda na to że pewnie masz rację, ale mi się to nieodmiennie kojarzy z republikami radzieckimi i tekstami w stylu "Michale Aleksandrowiczu, imperialistyczny wróg nas nie zwycięży"
sketch - N cze 27, 2010 1:02 pm
Mam takie pytanie do znawcy mangi
Czy przypadkiem nie doszło do jakiejś zmiany płci w anime, bo mnie się wydawało, że Zazie z mangi jest dziewczyną, a w anime to facet... Czy to jest jakieś moje nieporozumienie czy faktycznie coś poknocili?
Poza tym, muszę nadrobić chapter 40! (*już zaczyna ściągać...*)
Grabiarz - N cze 27, 2010 7:12 pm
Wszystkiemu winni translatorzy. Faktycznie, przez ileś początkowych rozdziałów mówiąc o Zaziem używali zaimka "she" co mnie też odrobinkę uderzyło, zważywszy że Zazie jest raczej jednym z bardziej męskich bohaterów
Później się z tego wycofali i przeprosili, jednocześnie gwarantując, że od tej pory będą go traktować jak mężczyznę.
sketch - N cze 27, 2010 7:30 pm
No i zagadka wyjaśniona. Faktycznie zauważyłam, że w ostatnim wątku z Zazim już używali męskiego rodzaju. Trochę szkoda, że to nie jest postać dziewczęca bo tym bardziej imponowała by mi determinacją, a i troszkę brak takich hardych pszczółek w brygadzie
Dziękuję za wyjaśnienie!
Grabiarz - N cze 27, 2010 7:44 pm
Mnie tam Niszka starcza za wszystkie potencjalne heroiny razem wzięte
sketch - N cze 27, 2010 9:06 pm
Hehe, no tak
A żeby nie odchodzić od wątku:
Obejrzałam ostatnio wszystko co tam powychodziło spod znaku xxxHolic, ponieważ Yuuko jest absolutnie boska i nie miałam jej dość. Pierwsza seria jak dla mnie za długa i za bardzo epizodyczne były jej odcinki, choć wszystko niejako pochodziło z mangowego pierwowzoru. No i pajęcze kończyny postaci były wciąż ciężkostrawne- to mnie na samym wstępie odstraszało od wzięcia się za tą serię. Seria druga wypada dużo lepiej. Krótsza, fabuła w końcu nabiera kształtu i Yuuko już nie jest taka wydłużona... OAVki łączone z Tsubasa Chronicle wypadają mizernie, bez znajomości mangi już ciężko to sobie poskładać. Za to xxxHolic: Rou było piękne. Już pomijam tą epicką scenę, kiedy Doumeki wkracza do pomieszczenia w którym elegancko wyleguje się Watanuki( ). Całość miała wspaniały klimat i pod koniec byłam poruszona.
Innym tytułem, który również mnie poruszył, a odcinki obejrzałam w zastraszająco szybkim tempie jest Mahou tsukai ni taisetsu na koto - natsu no sora, czyli druga seria Someday's Dreamers. Szkielet fabularny historii bardzo podobny do serii pierwszej: młoda adeptka magii zostaje poddana miesięcznemu szkoleniu, po którym ma zyskać tytuł maga. Ze względu jednak na wykonanie, całość ma zupełnie inny klimat od swojej poprzedniczki. Bardzo podobało mi się kadrowanie: zbliżenia na pojedyncze przedmioty, albo szersze ujęcia planu z zastygłymi uliczkami Tokio. Na to wszystko nałożone rozmowy bohaterów. Można powiedzieć, że te uliczki i inne miejsca same w sobie stawały się istotnymi bohaterami. Żałuję, że dopiero teraz dotarłam do tego tytułu i chciałabym żeby powstawało więcej podobnych.
Tassadar - Pn lip 19, 2010 6:04 pm
Gintama - jestem na półmetku serialu i nareszcie się do niego przekonałem. To naprawdę nie była łatwa znajomość, prze pierwsze 30-40 epizodów naprawdę zbyt wiele razy miałem ochotę cisnąć to wszystko w !@#$%, ale wytrwałem. Warto było. Przychodzi drugi sezon, gdzie autorzy przestają się kurczowo trzymać formuły samuraje + Amanto, znikają słabiutkie pseudo-wzruszające opowiastki, i twórcy zaczynają czuć się swobodnie. W pierwszym sezonie do "Gintamy" przyciągał mnie tylko humor i charaktery części postaci, dalej już każdy element może się podobać. Zachwyciły mnie zwłaszcza dwie dłuższe opowieści o Shinsengumi, kawał porządnego shounenowego widowiska z wyrazistymi postaciami, motywacjami i tekstami. Liczę na więcej takich odcinków, dowcipów niezwykle odważnych jak na anime (rzygający szogun jako klon Tetrisa i konkurs jedzenia dango najbardziej mi chyba zapadły w pamięć, ale jest tego całe multum, lista miałaby parę stron długości), a także na więcej moich ulubionych bohaterów - S&M ninja, czyli boskiej Sa-chan, Hijikaty, i oczywiście prezenterki o jakże wdzięcznym imieniu Ketsuno Ana
Sir_Ace - Wt lip 20, 2010 7:47 pm
Gintamę włączam zawsze, gdy mój umysł łaknie absurdu. Dlatego właśnie wolę krótkie, jednoodcinkowe fabułki niż dłuższe historie (Benizakura).
Poszczególne postaci i elementy parodii (Death Note [mistrzostwo!], Gundam, setki innych) są niemożliwe do ogarnięcia.
A już odcinki z przełomów poszczególnych sezonów... Aż brak mi słów
No i te Just-waye...
Shinyu - Cz lip 22, 2010 10:05 pm
Drugi filmowy Evangelion - You Can (Not) Advance.
Zbieranie szczęki z podłogi zajmowało mi chyba ze trzy godziny.
Grabiarz - Pt lip 23, 2010 7:49 am
To teraz moje wrażenia "półmetkowe"
Przede wszystkim nie pamiętam kiedy jakiekolwiek anime rozśmieszyło mnie do tego stopnia, że wszyscy domownicy zlecieli się zobaczyć, czy czasem nie mam udaru od tego słońca. Myślałem, że już wyrosłem z obleśno-toaletowego humoru, ale nic z tego. Ale przecież nie tylko takie gagi tu widzimy. Przede wszystkim seria roi się od nawiązań, z których połowy nawet nie wyłapię ze względu na liczbę obejrzanych anime. I zaskakuje mnie fakt, że po tylu odcinkach mam nadal ochotę na więcej, mimo że za tasiemcami nie przepadam. Humor w Gintamie jest jednak tak świeży i niekiedy tak zaskakująco-rozbrajający, że aż smutno, że zostało mi tylko 100 odcinków. Bohaterami mam ochotę zapełnić sobie favy na MAL-u, bo są tak niesamowici.
Zwłaszcza Katsura (największy debil, którego otacza aura absurdu), Kagura(najlepsze teksty, najlepsze akcje) Gintoki (leń, zbok, ideał głównego bohatera), Hasegawa (poczciwy nieudacznik, nie da się go nie lubić), cała policja Shinsengumi (banda wariatów, zboczeńców i rzeźników)
Kto wie, czy ta seria nie zasługuje na miano komedii wszech czasów w anime?
Tassadar - Pt lip 23, 2010 8:12 pm
Jak tak lubisz Katsurę, to poczekaj do odcinka z plażą (112 bodaj) gdzie pada IMO najbardziej masakryczny jego tekst o poprawianiu własnego imienia: Otwierają pojemnik jakiś i nagle dym, zamieszanie etc. no to się Gintoki pyta: "Daijobu desu ka?" A Katsura na to: "Daijobu ja nai, Katsura!"
Grabiarz - Pn lip 26, 2010 7:42 am
To był odcinek 115
Faktycznie dobre, ale ja wolałem ten, w którym robili z nim wywiad do telewizji.
- Więc pan jest przywódcą nacjonalistów, panie K?
- Nie "K", tylko Katsura!
- Myślałam, że chce pan, żeby nie ujawniać pańskich personaliów.
- No tak, rzeczywiście. Więc zamiast nazwiska wstawcie <piiiiiiiiiii>
- Dobrze, a więc panie <piiiiiiii>...
- Nie <piiiiiiii>, tylko Katsura!
No większego idioty ze świecą szukać xD
Tassadar - Pn lip 26, 2010 4:57 pm
No i oczywiście Kapitan Tsubasa Katsura, ech... na razie chyba sobie zrobię przerwę, bo za dużo tego dobrego. Trzeba odpocząć od tego, bo jednak 3 epy dziennie od dłuższego czasu to wyzwanie, wolę na świeżości oglądać , bo to jednak lepszy efekt. Może się w końcu za ten Tokyo Majin zabiorę, bo mi zalega na półce od pół roku i jakoś nie mogłem się zebrać żeby zacząć...
edo - So sie 14, 2010 1:34 pm
Też zgarniam zaległości z półki. Nareszcie obejrzałam całego Le chevalier d'Eon, czyli XVIII wiek w wydaniu Japończyków i muszę przyznać że byłam barszo mile zaskoczona. Seria ma całkiem spójny scenariusz, sporo akcji i ładnie wyreżyserowanych scen, dobrą muzykę... wszystko czego od takiego tytułu bym oczekiwała. Nawet realia były nieźle oddane (pomijając te klęki przed królem, tu powiało Japonią). Ogólnie mam wrażenie, że ktoś się bardzo postarał i nie został do końca doceniony. Dodatkowo nie mam nawet zastrzeżeń do zakończenia, powiedziałabym nawet że ostatni odcinek był bardzo dobry i wiele naprawił po etapie w mistycznej Anglii. Chętnie bym sobie jeszcze coś takiego obejrzała.
Jedno mnie zastanawia- czy japońscy scenarzyści przeglądają w wolnych chwilach wiki i zaznaczają sobie mało znane, tajemnicze postacie historyczne o których możnaby nakręcić nieco fantastyczny serial w zagraniczych realiach? Nie wiedziałam wcześniej nic o osobie nazywanej Chevalier d'Eon.
W następnym rzucie kończę Fantastic Children. Jak narazie miodne
sketch - So sie 14, 2010 11:32 pm
To ja właśnie o Fantastic Children. Z góry zaznaczam, że wszystko poniżej będzie wielkim spoilerem.
I trochę marudzenia też się znajdzie.
Ze względu na ilość bohaterów i przeplatających się ze sobą wątków fabuła jest naprawdę ciekawa. Acz muszę przyznać, że przeszłe życie głównej pary już bardziej melodramatyczne być nie mogło... Tutaj też pojawiały się takie "techniczne" dłużyzny, jak zbyt długie sekwencje powtórkowe z poprzedniego odcinka i to męczyło, oj bardzo. Głównej pary niestety też nie mogłam polubić. Choć Helga nieco zyskała kolorytu przy interakcjach z Dumasem to Thoma mnie okropnie denerwował w każdej swojej wersji. A ich sekwencje poprzedniego życia mimo, że miały jakiś tam swój baśniowo- fantastyczny urok okropnie mi się dłużyły.
Pomijając powyższe, sam motyw ze wszystkimi flash-backami był świetny, mocno dynamizował fabułę. Żałuję tylko, że reszcie "dzieci" nie poświęcono więcej uwagi. Dużo ciekawsze i kluczowe dla całej fabuły okazały się przecież konsekwencje wyborów kolejnej pary romantycznie powiązanej- Palzy i Mela, niż mocno przewidywalne losy głównej dwójki. Postać Dumasa fajnie wpisuje się w tą tendencję do niby złych, ale jednak w gruncie rzeczy dobrych bohaterów wychodzących z cienia pod koniec serii. Gdzieś w ramach deseru: świetny Agi (typ postaci, z którą z chęcią bym się zaprzyjaźniła ) i Soreto oraz przeplatające się z nimi przygody zdesperowanego detektywa, który zgrabnie pozwala widzowi zobaczyć sobie szerszy kontekst poczynań "dzieci". Biednego Chitto natomiast mimo, że tak się poświęcał nawet nie uwzględniono przy Heldze w spojrzeniu z perspektywy iluś tam lat. Taki los przystawek...
W pewnym momencie jako taki "finał" akcji przestał mieć dla mnie znaczenie (Uratują ją czy nie. Polecą, nie polecą. To w końcu chcą żyć, czy nie chcą żyć...). Najbardziej ciekawy był proces zazębiania się historii wszystkich postaci i myślę, że dla samej uciechy z tego płynącej warto to anime obejrzeć i polecać dalej.
Strona wizualna podobała mi się, muzyka choć do granic możliwości eksponowała jeden motyw też była miła dla ucha.
Ogólne wrażenia pozytywne, na mocną 7 .
sketch - Wt sie 17, 2010 7:50 pm
Oj, nie wiem czy mogę tak post pod postem, ale w razie czego proszę mnie nakrzyczeć to zmienię.
Tym razem jestem na świeżo po Basarze. Spotkałam się w sieci z genialnym wręcz podsumowaniem tego anime: gdyby Kamina opowiadał Simonowi historię Japonii to zapewne wyglądałaby ona w ten właśnie sposób .
Dobra seria żeby się odprężyć. Akcja rozkrojona na 12 odcinków nie ma dłużyzn, całkiem fajnie się napina pod koniec. Muzyka przyjemna, rysunek w porządku. Męskość, honorowość, samurajskość, jakiś tam przypałętany niby-kontekst historyczny, ale gdzie tam. Mnóstwo okrzyków, wybuchających fajerwerków i pędzone sterydami konie- jeden ma nawet harleyowe rury wydechowe . W sam raz na wakacje, tylko potem łazi po głowie wywrzeszczane "Oyakata-sama!!!!!!"...
Luik - Wt sie 17, 2010 8:50 pm
Podsumowanie mi się podoba. Samo anime mniej. Przesadzone nawet jak na produkcję japońską. Koleś walczący 6 katanami naraz, albo facet przemieszczający się stojąc na 2 koniach i wjeżdżający w ten sposób na pionową ścianę. A do tego autentyczne postaci przerobione na półbogów niemal, przy których Superman to cienias. Fabuły, że tak powiem brak. Jedynie pretekst do następnych bitew i pojedynków, które są jedynym celem i sensem tego anime. Ale wyszły dobrze, więc czepiać się nie ma co. Tak miało być zapewne.
sketch - Wt sie 17, 2010 9:31 pm
No więc właśnie o to chodzi! To po prostu zgrabnie zrobiona rozrywkowa seria. Mnie się póki co podoba i myślę, że nawet skuszę się na drugi sezon, żeby trochę jeszcze popatrzeć na fajerwerki i te niezmordowane konie ^^.
edo - Wt sie 17, 2010 11:14 pm
Skończyłam Fantastic Children. Łiii. Chociaż seria trochę nierówna- przez pierwsze 15 odcinków oglądałam z zapartym tchem, potem byłam trochę zdziwiona w jakim kierunku powędrowała fabuła. W każdym razie rzecz bardzo ciekawa i wyróżniająca się na tle innych (chociażby fakt że przez sporo czasu nie mogłam określić jak się rozwinie). Zdecydowanie zgodzę się z zarzutem dłużyzn- pod koniec miałam wrażenie, że czas który miał być poświęcony na zakończenie został przetracony na liczne ujęcia korytarzy, startującego statku i oczu bohaterów. Za to Thome lubiłam jako postać. Znacznie bardziej nie podobało mi się jak scenarzyści potraktowali Helgę z roli odważnej i troskliwej, choć zamkniętej w sobie dziewczyny została czasowo zredukowana do wykrzywiacza imion (nie więcej niż jednego bohatera na etap). Samo zakończenie ma ten plus, że jest definitywne, chociaż twórcy potrzebowaliby na nie trochę więcej czasu. O czym świadczy choćby dodatkowe zakończenie (bo miło zobaczyć jak Soreto wygląda uroczo w sukience ), której też właściwie zostało dziwnie uciachane-brakuje mi w jakiejś sekwencji kończącej. I trochę szkoda, że ani w standardzie ani w dodatku nie ma nic dopowiedzianego o Chitto czy Thomie.
Muzyka jest świetna, ale rzeczywiście zdrowo nadużywali motywu przewodniego przez pięć ostatnich odcinków.
Ogólnie serię oceniam trochę wyżej niż Sketch, przede wszystkim za klimat pierwszej połowy (odcinek z wspomnieniami naukowca był świetny), który wyjątkowo przypadł mi do gustu i całkiem sprawną drugą część. Ceni się jak scenariusz jest od początku do końca przemyślany (chociaż życie bohaterki w końcówce pozostawiono trochę ślepemu szczęsciu). Takie dobre 8+ albo nawet 9 z kropką zależnie od nastroju.
Btw Po raz pierwszy mam naprawdę ochotę nauczyć się endingu.
. Gdzieś w ramach deseru: świetny Agi (typ postaci, z którą z chęcią bym się zaprzyjaźniła )
Czyli sprawdza się moja opinia, że najlepszym sposobem na podbicie serc dziewczęcych jest publiczne śpiewanie kołysanek młodszej siostrze
sketch - N sie 22, 2010 6:34 pm
Btw Po raz pierwszy mam naprawdę ochotę nauczyć się endingu.
O tak, jest bardzo miły dla ucha! I bardzo słychać, że wykonywany nie jest przez Japonkę, co tym bardziej jakoś nadaje mu klimatu.
. Gdzieś w ramach deseru: świetny Agi (typ postaci, z którą z chęcią bym się zaprzyjaźniła )
Czyli sprawdza się moja opinia, że najlepszym sposobem na podbicie serc dziewczęcych jest publiczne śpiewanie kołysanek młodszej siostrze
Góral - Wt sie 24, 2010 6:31 pm
Ponieważ nie miałem netu przez dwa miechy by obejrzeć anime musiałem skorzystać ze swoich rezerw (które są całkiem spore). Wybór padł na Kara na Kyoukai, które przez kilka osób na Azunime jest wręcz ubóstwiane. Od samego początku do serii filmów podchodziłem z rezerwą (jak się okazało słusznie). Pierwsza część historii nie zachęciła mnie do dalszego seansu, jakieś manekiny, trochę filozofowania, ale bez większego ładu czy składu. No i ponad pół odcinka zajęło głównej bohaterce zjedzenie loda, na którego gapiła się już na samym początku . Słowem - kiepsko. W drugim filmie (jak zresztą we wszystkich częściach, które oglądałem) za często widać było przestoje, tzn. miejsca w których nic się nie działo poza gapienie się w ścianę albo ciszą. Ja rozumiem, że był to celowy zabieg, ale w żaden sposób nie budowało to klimatu (jeśli już to powodowało nawarstwianie nudy).
W drugiej części gościu pilnował kolesiówy, myśląc że jak będzie tkwił przed jej chatą to nie będzie mogła nikogo zabić (bo w razie czego by to zgłosił albo miał nadzieję, że ze względu na jego obecność chcica jej przejdzie), lol. Problem w tym, że to nie był blok czy wieżowiec z jednym wyjściem... Ten przykład pokazał mi, że na ciekawych (czyt. nie postępujących jak upośledzeni, w anime które nie jest komedią) bohaterów również nie mam co tu liczyć.
W trzeciej części natomiast najwięcej chyba było buraków. Zaliczam do nich np. to, że zgwałcona dziewczyna idzie z obcym facetem do jego mieszkania. Głupio pyta się czy może płakać... No i sztuczny dialog Kokutou z Touko:
-Kokutou.
-Tak!?
-Pożycz mi kasę.
-Nieee...
który chyba miał być śmieszny, a w rzeczywistości służył jedynie jako zapychacz dialogów i czasu antenowego (kolejnym przykładem jest scena, w której ta młoda najpierw mówi, żeby Touko kontynuowała, by chwilę później zmienić zdanie, typowe w kiepskich animcach). Bezcelowe, nieśmieszne i nieciekawe. Smętne flashbacki o przebitych misiach przelały czarę goryczy i rzuciłem KnK w diabły. Obok Code Geassa i Elfen Lied najbardziej przereklamowane anime jakie znam.
Przez te dwa miesiące nie mogłem znaleźć porządnego animca (próbowałem np. zabrać się za pierwszego Macrossa, ale jakoś pierwszy odc. nieszczególnie mnie wciągnął i odłożyłem serię na lepsze czasy), a gdy w końcu znów byłem w sieci przypomniałem sobie o perełce 2010 roku, czyli Saraiya Gouyo. Dzisiaj skończyłem ją oglądać i jestem zachwycony. Znów nabrałem ochoty na anime (ostatnio przerzuciłem się tylko i wyłącznie na seriale, od Zorra z 1957 r. do White Collara i Covert Affairs z tego roku). Niesamowicie ciekawi bohaterowie, niezwykle oryginalna, a przy tym ciekawa historia, jak również wspaniała muzyka dostarczyły mi rozrywki na ponad 4h. Anime ma klimacik i wniosło bardzo dużo świeżości do gatunku samurajskich anime, które wydawać by się mogło przedstawiono już na wszelkie możliwe sposoby. Pomimo braku walk (prawie), dużej ilości gadaniny i dość powolnej akcji ani trochę się przy nim nie nudziłem.
Przeważnie wolę gdy sporo dzieje się w anime, ale od czasu do czasu trafi się perełka, która pomimo powolnego tempa potrafi przykuć mnie do monitora (ostatnie takie anime jakie pamiętam to Haibane Renmei), tak było w tym przypadku. Co ważne anime miało świetne zakończenie, co w połączeniu z bardzo zgrabnie opowiedzianą historią (która dla co mniej kumatych mogła okazać się zagmatwana - stąd pewnie niskie oceny) dodatkowo dodawało atrakcyjności anime. Polecam.
Edit:
@Ximinez, do końca nie obejrzałem, za bardzo mnie przynudzało .
Ximinez - Wt sie 24, 2010 6:53 pm
Mogę się założyć o miliony monet, że spodziewałeś się akurat mojego komentarza
W trzeciej części natomiast najwięcej chyba było buraków. Zaliczam do nich np. to, że zgwałcona dziewczyna idzie z obcym facetem do jego mieszkania. Głupio pyta się czy może płakać...
Góral - Wt sie 24, 2010 7:07 pm
Do końca nie obejrzałem, za bardzo mnie przynudzało :). Ale i tak, nawet jeśli znała go wcześniej było to ileś lat temu (wystarczająco dużo, by gościu jej nie pamiętał nawet) i tak naprawdę byli sobie obcy. Równie dobrze mógł być kolejnym gwałcicielem, w każdym razie nie był bliską jej osobą. Psychologiem nie jestem, ale wątpię żeby zgwałcona kobieta poszła z mężczyzną bezpośrednio po zdarzeniu i zachowywała się jak się zachowywała.
sketch - Wt sie 24, 2010 7:11 pm
Uff.. ciesze się, że w tym wątku ktoś napisał, bo znowu musiałabym dublować posty .
Skoro Góral tak ładnie podsumował Sarai-ya Goyo to ja już nic więcej pisać nie będę. Czekam na ścieżkę dźwiękową! I to chyba pierwszy taki tytuł gdzie absolutnie nie wahałabym się przed kupieniem mangi. Takie Hanami mogłoby wydać na przykład skoro już wzięli się za Ristorante Ono-sensei. Materiału na dłuższą serię też by się znalazło, ale mam takie wrażenie, że niektórym anime zamknięcie w 12-13 odcinkach robi dobrze.
Z tegorocznych pozycji "must-see" mam jeszcze galaktykę tatamiczną, ale ze względu na prędkość dialogów, nie mogę jej sobie tak o oglądać po męczącym dniu w jobie. Za to mogłam sobie na odprężenie obejrzeć dwie serie Ookiku Furikabutte, które wciągnęło mnie jak jasny gwint i w ogóle nie wiem o co chodzi, ale chyba lubię baseball? Przynajmniej ten w anime . To raz. A tak generalnie seria bardzo sympatyczna. Nawet takie nic nie wiedzące o zasadach gry stworzenie jak ja, szybko obczaiło bazę i dawało się ponieść emocjom. Nawet nie denerwował mnie fakt, że jeden mecz trwał ponad połowę serii 24-odcinkowej. Choć uważam, że już w drugiej serii sprawniej tym antenowym czasem gry zarządzali. Ogólnie druga seria potwierdza wyżej wymienioną obserwację, że czasem mniej odcinków działa na korzyść dla serii.
Pewnie nie da się takiego tytułu polecić od tak każdemu, ale sama jestem przykładem, że nie trzeba być wielkim fanem sportowych anime, żeby złapać bakcyla. Prócz ładnie ujętych wątków przyjaźni, mamy jeszcze przewijający się wątek "ganbattowania", ale nie do końca takiego indywidualnego tylko dla dobra całego zespołu, co mi się podobało szczególnie. No i chyba na tej baseballowej fali wezmę się za Cross Game .
Ximinez - Wt sie 24, 2010 7:19 pm
Do końca nie obejrzałem, za bardzo mnie przynudzało . Ale i tak, nawet jeśli znała go wcześniej było to ileś lat temu (wystarczająco dużo, by gościu jej nie pamiętał nawet) i tak naprawdę byli sobie obcy. Równie dobrze mógł być kolejnym gwałcicielem, w każdym razie nie był bliską jej osobą. Psychologiem nie jestem, ale wątpię żeby zgwałcona kobieta poszła z mężczyzną bezpośrednio po zdarzeniu i zachowywała się jak się zachowywała.
Ale się uparłeś. Wszystko w tej scenie jak trzyma się kupy. Spoilerować ani streszczać nie będę. Zapewnię cię tylko, że Fujino znała Mikiye na tyle, że mogła mu zaufać. Co do samego "gwałtu"... to tak do końca gwałtem nie był Wyciągasz pochopne wnioski.
Tassadar - Wt sie 24, 2010 8:55 pm
Od samego początku do serii filmów podchodziłem z rezerwą (jak się okazało słusznie). Pierwsza część historii nie zachęciła mnie do dalszego seansu, jakieś manekiny, trochę filozofowania, ale bez większego ładu czy składu.
Cóż, akurat jakoś się spodziewałem, że KnK może ci nie podejść znając twój gust. Pewne uproszczenia albo pozorne (lub nie) nielogiczne rozwiązania nie są jednak w KnK istotne, gdyż chodzi tu o budowę specyficznego nastroju, do którego nie każdy może być przekonany. Jeśli potencjalnemu widzowi zaproponowana formuła nie będzie odpowiadać po prostu nie strawi filmów, gdyż wszystko będzie mu przeszkadzało - jednakże te same elementy na osobę która dała się wciągnąć działają wręcz odwrotnie. Jest kilka takich tytułów - właśnie KnK, wspomnie przez ciebie "Code Geass" ("Death Note" zresztą też), a z bardziej ambitnych i wyszukanych np. "Angel's Egg", w których przypadku trudno o jednoznaczne stwierdzenie kto ma rację. To powiedziawszy np. HotD które ostatnio jest IMO najciekawszym anime od dłuższego czasu akurat tobie NIE polecam
edo - Śr sie 25, 2010 6:44 pm
Sketch- właściwie to nie jest nawet odcinek specjalny i pewnie jak go nazywają zależy od wydania (nie zdziwiłabym się jakby w niektórych był w jednym ciągu z ostatnim odcinkiem). W każdym razie nie mogłam tego dopaść na yt, a w amerykańskim wydaniu z jakim miałam styczność jest określony jako special ending, trwa około 3 minut i przedstawia jak Agi i spółka wracają do domu.
Cieszę się że Tutu się podobało. Mnie seria oczarowała od pierwszego odcinka (pewnie od momentu gdy usłyszałam śmiech Ahiru ). Też niedługo uda mi się skończyć Erin i zastanawiam się co by tu zacząć potem oglądać w zastępstwie (pomijając Saraiya Gouyo, bo najwyraźniej warto się zabrać).
sketch - Śr sie 25, 2010 8:33 pm
Edo:
Oj tak, tak i jeszcze raz tak. Tutu bardzo mnie wciągnęła! Choć przyznaję, że trwało to kilka odcinków zanim przyzwyczaiłam się do konwencji . Nie muszę chyba dodawać, że duet Ahiru/Fakir doskonały!
A za Sarai-ya Goyou koniecznie się zabierz! Przy okazji jakbyś natrafiła na coś jeszcze ciekawego to daj znać, bo mnie się już skończyły pomysły...
Góral - N wrz 19, 2010 12:53 pm
Anime o którym wielokrotnie wspominałem przy okazji plagiatorstwa Kishimoto - Ninku - doczekało się w końcu fansubów. Od teraz regularnie wychodzą kolejne odcinki od grupy Dattebayo. Polecam zapoznać się. SHS dawno temu wydało 9 odcinków, ale znalezienie ich dzisiaj graniczy z cudem (pierwsze 6-8 odc. może da radę znaleźć, 9 to rarytas).
Tassadar - Wt wrz 28, 2010 8:40 pm
Seikimatsu Occult Gakuin - jeden z kandydatów do tytułu rozczarowania roku. Po dość entuzjastycznej zajawce i ciekawym pierwszym odcinku byłem skłonny sądzić, że będzie to wart zainteresowania tytuł. I o ile elementy rożnego rodzaju zjawisk paranormalnych były ciekawe, główna bohaterka dobrze zagrana i wykreowana a i oprawa audiowizualna całkiem niezła, to scenariusz i reżyseria leżały na całej linii. Świat ma ulec zagładzie a oni mają to gdzieś i bawią się w handel bułeczkami, zabawy w seanse spirytystyczne i tego typu pierdoły. Zero napięcia i tego co powinno być odczuwalne ze względu na założenia fabuły. Humor tez bardzo nierówny, miejscami zabawny, ale równie często naciągany jak rzadko kiedy. Ode mnie 5,5/10 i to tylko dlatego, że doceniam pracę tej części ekipy, która przy serialu coś tam jeszcze robiła. Darmozjadów od skryptu, reżyserii i tego kto kazał tak grać Chiharze Minori jako Mikaze rzuciłbym za to na pożarcie chupacabrom
Macross 7 - najsłabszy z Macrossów. Pomysł wyjściowy i jego rozwinięcie całkiem niezłe, ale konstrukcja poszczególnych odcinków fatalna i powtarzana do znudzenia. Trochę pogadają o śpiewaniu i sensie życia, przylatują obcy, strzelanina, muzycy odpędzają ich, koniec odcinka. Tak w kółko przez 49 epów! Do tego poszczególne utwory, mimo że fajne, powtarzają się za często. Upchnięcie materiału w 50% mniej czasu i zatrudnienie zdolniejszego reżysera dałoby dobre efekty, tak to niestety interesujący koncept z całym Anima Spiritia, ale bez sensownego rozwinięcia.
Tassadar - N lis 14, 2010 6:37 pm
Hokutou no Ken - a.k.a. - Fist of the North Star - chciałem się w końcu dowiedzieć co to za anime parodiowane w 90% komedii. Cóż, początkowo ze względu na słaby pierwszy arc i nieco leciwą już oprawę miałem mieszane uczucia, ale potem wsiąkłem. Fabuła jest prosta, ale przy tym poukładana i momentami wzruszająca. Postacie to cud miód - każdy, nawet pozornie odrażający zły może okazać się kimś intrygującym i obdarzonym złożoną osobowością. Owszem są to schematy, ale to z "Hokutou no Ken" czerpały je kolejne anime a nie odwrotnie, dlatego przyjemnie się je ogląda. Walki momentami absurdalne, do tego stopnia, że nie wymagałyby nawet tych częstych parodii w innych anime, bo doskonale radzą sobie same. W tej głupocie jest jednak niesamowity urok, i eksplodujące w komiczny sposób głowy albo Ken "odkrzykujący" koszulę z ciała zapewniają niezapomnianą rozrywkę. Daje jakieś 7,25/10 - choćby ze względu na kulejącą oprawę, już wtedy niezbyt dopracowaną, notoryczne odcinki powtórkowe i rożne drobne ale trochę wkurzające wady. Za to frajda z oglądania to minimum 15 w tej samej skali. No i ten opening...
Góral - N lis 14, 2010 7:14 pm
Zacytuję sam siebie z innego forum:
A poza Gintamą, zacząłem Hokuto no Kena tylko po to, by zobaczyć wspomnianą przez vriesa scenę sparodiowaną w Gintamie. Na razie jestem po 23 odcinkach i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to idiotyczna wręcz fabuła (0.1 CHS-a bym dał, gdzie CHS to Cromertie High School, najmocniejsza jednostka głupoty w układzie MiA). Od razu skojarzył mi się Daimos, w każdym odcinku inny boss, ale za każdym razem takie samo zakończenie, te same transformacje (to rozdzieranie koszulki to największa tandeta jaką widziałem w jakimkolwiek anime), te same gadki i odgłosy a'la Bruce Lee... Tak samo jak w Daimosie przeciwnik wolał wysyłać kolejnych bossów pojedynczo zamiast chmarę dać od razu i byłoby po krzyku. No, ale co tam. Dodać do tego wkurzającą dziewczynkę, która potrafi wypowiedzieć tylko jedno słowo (Ken) i będziemy mieli obraz klasyka.
Tym nie mniej, pomimo tych i wielu innych wad serial ogląda mi się świetnie i te 23 odcinki zleciały mi jak z bicza strzelił. Seria ma klimat. Chyba jedyne anime, które kojarzy mi się z Falloutem (oglądałem jeszcze kilka innych osadzonych w postapokaliptycznym świecie, ale dopiero w HnK-nie dostrzegłem elementy, za które m.in. uwielbiam najlepszą grę jaka kiedykolwiek powstała, czyli F1).
Dodam do tego jeszcze, że znalazłem anime, w którym był jeszcze lepszy postapokaliptyczny klimat (SPT Layzner), a anime zawiesiłem na 41 odcinku. Akurat trafił się nudniejszy moment i jakoś do dziś nie miałem (i wciąż nie mam) ochoty wznowić oglądania. Schematyczność serii trochę jednak rzuca się w oczy i ostatnio wolę jednak seriale w wykonaniu aktorów, a nie rysunkowych postaci. Stąd taki Tassadar mnie wyprzedził w rankingu i prowadzi już o jakieś 15 dni (a jeszcze nie tak dawno ja miałem taką przewagę) ;P.
I korzystajac z okazji napiszę co nieco o Cross Game:
Adaptacja mangi nagrodzonej w 2009 r. nagrodą Shogakukan Manga w kategorii shounen, a także francuskiej nagrody Prix Tam-Tam Dlire Manga w 2007. Pierwszy odcinek anime został określony mianem "arcydzieła nowego sezonu" przez Anime News Network. Słowem jest to anime warte uwagi. Już pierwszy epizod miażdży, a dalej jest jeszcze ciekawiej. Obejrzałem do 29 odc. i przeczytałem wszystkie rozdziały mangi jakie do tej pory wyszły. Jest to anime sportowe, ale sporo tu humoru, dramatu i miłosnych perypetii, wszystko w odpowiednich proporcjach. Generalnie chodzi tutaj o to, by Koh Kitamura dał radę rzucać piłką baseballową z szybkością 160 km/h i wystąpił na stadionie KĹshien. Niby nic, ale ogląda to się świetnie.
Jedna z nielicznych serii aktualnie wychodzących, na której odcinki czekam z niecierpliwością (pozostałe to, a jakże, Gintama i Kemono no Souja Erin). Przede wszystkim ma rozbrajające dialogi (Koh: Ale to w przeciwną stronę! Ojciec: Spokojnie, przecież ziemia jest okrągła.) i świetne postacie (z Wakabą, Koh, Aobą i Momiji na czele). Pomimo tego, że anime jest już na półmetku nic, a nic mi się nie przejadło. Zresztą to żadna niespodzianka dla mnie, bo jak pisałem znam mangę (szkoda, że Adachi znów zrobił sobie przerwę.). Jest to chyba najbardziej "sportowe" anime Adachiego. Przeważnie u niego baseball (tudzież boks) jest tłem dla prozy życia, w Cross Game natomiast baseball zdecydowanie dominuje co uważam za znakomity zabieg ze strony autora (w końcu zdecydował się zmienić proporcje z obyczajowej sportówki na sportówkę obyczajową). Co najważniejsze jednak, same mecze są świetnie skonstruowane i zaplanowane dzięki czemu podczas ich oglądania zawsze towarzyszą mi emocje. Dopiero co zakończony mecz jest najlepszym jak na razie i IMO tak dobrych akcji w Majorze się nie uświadczy. Nie powinno to jednak dziwić, w końcu Adachi zna się na rzeczy i jak mało kto uwielbia baseball. Ma nawet swoją własną drużynę baseballową o nazwie "Witamina A".
Tassadar - N lis 14, 2010 9:15 pm
anime zawiesiłem na 41 odcinku. Akurat trafił się nudniejszy moment i jakoś do dziś nie miałem (i wciąż nie mam) ochoty wznowić oglądania
Tassadar - Pn lis 15, 2010 10:59 pm
Ech... wybaczcie pisanie posta pod postem, ale inaczej nikt nie zauważy Początkowo chciałem pisać w temacie dla FSN, ale tam się aż roi od spojlerów i to poważnych, więc to raczej wątek dla tych co już oglądali sam serial (a nowego na film jakoś się nie opłaca tworzyć).
FSN: Unlimited Blade Works - przyznam szczerze, że po Rebuild of Evangelion miałem nadzieję, że Type Moon przywali z równie potężnym hukiem i epickim rozmachem. Ostatecznie wyszło widowiskowo, nastrojowo (jak zawsze zresztą), ale nieco zbyt szybko idąca akcja pozostawiała uczucie niedosytu. Generalnie sporo trzeba było przyciąć i o ile brak postaci pobocznych wyszedł na dobre, to już dla widza nieobeznanego z visual novel albo serialem za dużo jest niewiadomych. Bez znajomości serii TV ani rusz. Zaś co do oryginału... rzecz w tym, że ujawniają tożsamość Archera, a że mam za sobą visual novel, to i zdziwiony nie byłem. To mogło, a wręcz musiało zaważyć na postrzeganiu scenariusza. W sumie jednak uważam, że dla kogoś go widział tylko anime rozplanowano to sensownie na tyle, by rzeczywiście widza zaskoczyć.
Muzyka epicka a nowa strona wizualna fantastycznie szczegółowa - takie lokacje jak zamek albo cmentarz mają tyle detali, że momentami może się od tego zrobić słabo z wrażenia. Z drugiej strony, odrobinę przesadzone ze dwie sceny jeśli chodzi o ilość posoki - ktoś tu pewnej scenie z KnK pozazdrościł... No i nowa facjata ostatniego bossa jakaś taka dziwna.
Wychodzi więc na to, że fani FSN będą zachwyceni (o ile nie przeszkadzać im będzie tempo wydarzeń), a pozostali lepiej niech nie próbują zaczynać od filmu. Recenzji może nie naskrobię, za mało zmian, ale opinię? Kto wie? Na razie dałbym 8/10, bo zdecydowanie robi wrażenie a i drobne pierdoły idzie wybaczyć.
PS. I znów mamy dylemat twórców jak przerobić scenę łóżkową z visual novel do anime tak żeby nic nie było. Wybrnęli nawet nieźle, ale pod koniec miałem to wyjątkowo głupie wrażenie, że cenzorzy robią z widzów idiotów. W końcu krew się leje strumieniami, ale na więcej niż Rin w nocnej koszuli liczyć nie można. Może dlatego, że to kinówka?
Strona 7 z 7 • Zostało znalezionych 1394 wyników • 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL